Powstało kolejne niewidzialne miejsce, w okolicy niezbyt widocznej, nad niepamiętaną rzeką (czy tylko niepamiętną?).
Bez wyraźnych granic, o rozmytych konturach, z linią podziału oddzielającą to, co nieznane czy niepoznawalne, od tego, co wątpliwe. I bez cienia złudzeń, a właściwie bez jakiegokolwiek cienia, bo skąd wziąć cień, skoro brakuje tu nawet drzew.
Duża w tym zasługa częstych i gęstych mgieł, przelotnych opadów i wczesnych zmierzchów. Są też na pewno inne przyczyny na niebie i ziemi, o których nie śniło się tylko filozofom.
Zaraz znajdziemy się we wnętrzu okazałego gmachu. Po okazaniu biletów usiądziemy w przedostatnim rzędzie. Miejsce niczym szczególnym się nie wyróżnia – może ten filar, za którym siedzimy, mógłby być ozdobą każdej fortecy… Dzisiaj w programie tylko Wielki koncert przemijania.