Minimalizm w życiu i sztuce to chyba moje priorytety na najbliższy czas. Narracyjność malarstwa, jego wszechobecne przesłanie, asteiczny charakter prawie wszystkich działań artystycznych znudził mnie na chwilę, no może na dłużej. Może zacznę żyć i tworzyć, cokolwiek by to znaczyło, bez komentarza, odnośników, uzupełnień.
Nie zawsze wieloznaczność znaczy głębię i mądrość. Nie upieram się też przy skrajnej prostocie, ale kiedy przypomnę sobie słowa Gombrowicza:
„Gdy czytam
Gdy piszę
Gdy biorę udział
Gdy funkcjonuję
Zawsze i wszędzie natrafiam na prawo
Im mądrzej
Tym głupiej”
W. Gombrowicz, „Dzienniki”
myślę, że tak właśnie jest.
Namalowałam ostatnio czarno-czerwoną pastel, która mówi o mnie więcej niż mogłabym powiedzieć, wykrzyczeć czy wyszeptać. I chyba o to chodzi, by wybrać taki „przekaźnik”, który wyrazi nas najpełniej. W tym kontekście, wybranie właściwego nośnika naszych myśli jest chyba dosyć trudne, jednym się udaje, innym, powiedzmy mniej. Taka refleksja przyszła mi do głowy, kiedy oglądałam ostatnio w warszawskiej Kordegardzie fotografie młodej artystki Moniki Wiechowskiej. Wystawa nosi tytuł : „Echa miasta”.